Fruczak to niesamowity motyl, który od lat mnie fascynuje. Widziałem go może ze 2 razy w życiu i to oczywiście zawsze wtedy, kiedy aparat fotograficzny był daleko. W miniony weekend jednak moje szczęście się odmieniło. Otóż podczas weekendowego spaceru po ogrodzie botanicznym ujrzałem, że fruczak uwija się przy jednym z mocno ukwieconych krzewów. Kilka metrów dalej znajdował się drugi, inny gatunek rośliny, ale także wokół niej uwijał się kolejny fruczak. Dwa krzewy, dwa motyle. Aparatu przy sobie nie miałem, więc postanowiłem wrócić tam najdalej za kilka dni. I udało się. Krzewy nadal kwitły, a fruczak (tym razem jeden tylko) korzystał z kuchni i popijał łapczywie nektar.
Kilka uwag na temat fotografowania
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że motyl ten jest trudnym obiektem do fotografowania. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie siada podczas żerowania – zawsze jest w powietrzu. Owszem, zawisa na chwilę gdy swą trąbką wysysa pokarm z kielicha kwiatu, ale trwa to dosłownie moment. I do tego nigdy nie wiadomo, gdzie poleci za chwilę. Dlatego strategia fotografowania polega tutaj w dużej mierze na szczęściu i tym, że gdy wycelujemy aparat w stronę owada, to będzie on wisiał w powietrzu na tyle długo, że autofocus zdąży złapać ostrość, a migawka zarejestruje obraz na matrycy. Z mojego niewielkiego doświadczenia w fotografowaniu fruczaków wynika, że czas otwarcia migawki powinien być 1/500s – 1/1000s lub krótszy. Każdy dłuższy czas oznacza owada poruszonego. A to dlatego, że nawet gdy nam się wydaje, że zawisa w powietrzu, to nadal cały się porusza – nie tylko skrzydłami, ale i resztą ciała.
Ze względu na szybkość poruszania się fruczaka, korzystałem z obiektywu Sony FE 90/2.8 Macro z autofocusem. Mimo, że moduł ostrzenia w tym obiektywie nie jest demonem prędkości (jest to normalne w obiektywach macro), to o dziwo w kombinacji z a1 efekty są więcej niż zadowalające. A oto one:
Gratulacje, trudno go złapać. Pięknie pokazany ;))
Dziękuję, szybki jest bardzo, to prawda.