Zwykle kojarzą się z jesienią, ale w tym roku kwitną znaczne wcześniej. Wrzosy, bo o nich mowa, można spotkać w bardzo wielu suchych lasach naszego kraju. Czasem w pojedynczych kępkach, ale często tworzą niesamowite, fioletowe kobierce. Dla tych, którzy chcieliby wrzosy mieć w domu, także nie ma problemu – można je kupić w każdym sklepie z roślinami. Ja jednak wolę te naturalne, dzikie. I oto one:
Notka techniczna
Wszystkie powyższe zdjęcia wykonałem A7R3 i Sony FE 90mm/2.8 Macro. Tym, co jest dla mnie pewnego rodzaju nowością było skorzystanie z tzw. presetów w Lightroomie. Są to przez różnych ludzi przygotowane zestawy ustawień, które można zastosować podczas obróbki plików RAW. Pierwszy raz skorzystałem z takiego podejścia, bo bardzo spodobała mi się kolorystyka uzyskana w ten sposób.
Hm, zawsze jeżyłem się na presety, no bo jak się samemu ustawi… Ale wiem, ile czasem dłubania wymaga wzajemne zharmonizowanie różnych barw. Zestawienie wrzosowego koloru z zielenią dało faktycznie efekt jak – no prawie jak – w naturze. Podobają mi się zwłaszcza obrazek drugi, 'przed przed’ ostatni i ostatni. Ale to ocena subiektywna. Tam gdzie dużo różnorodnych szczegółów w podobnej tonacji, obraz zlewa się, zwłaszcza dla użytkowników smartfonów. Generalnie sesja wrzosowa udana! Pozdrawiam 🙂
Sam byłem sceptyczny w tym zakresie. Postanowiłem jednak zobaczyć jakie mogą być efekty. I w tym przypadku efekty mnie mile zaskoczyły. Do większości zdjęc bym ich jednak nie stosował, bo jestem zwolennikiem naturalnych kolorów i wersji oryginalnej, ale tu akurat lekka nutka kreacji nie zaszkodziła myślę. 🙂
Nie wszystko i nie wszędzie 🙂 Chyba cała sztuka polega na tym by dobrać wszystkie możliwe czynniki by uzyskać zamierzony, zadawalający efekt. Tak mi się przynajmniej wydaje.