Dziś będzie zupełnie niezdjęciowo, ale za to trochę filozoficznie i psychologicznie. Dłuższe przemyślenia doprowadziły mnie do wniosku, że fotografia to znacznie więcej niż się wydaje na pozór. W moim przypadku fotografia przyrodnicza, oczywiście. Gdy myślisz „fotografia”, to na pewno do głowy przychodzi Ci aparat i hasło „robienie zdjęć”.
Robienie zdjęć to nie to samo co fotografowanie
Ta myśl może się w pierwszym momencie wydawać dziwna, ale czy na pewno? Robienie zdjęć to według mnie proces polegający na uwiecznianiu na materiale światłoczułym (czy to filmie czy matrycy) obrazu, jaki widzimy. I tyle. Tak robi ogromna większość osób. I w sumie nic w tym złego. Pojęcie „fotografia” natomiast pochodzi z łaciny i oznacza dosłownie malowanie światłem. Tu moim zdaniem powstaje diametralna różnica – fotograf to ktoś, kto używa światła (zastanego czy też sztucznie wygenerowanego) do namalowania obrazu.
Podstawową umiejętnością fotografa jest obserwacja i widzenie światła, które ma różne barwy i odbijając się od obiektów tworzy kształty i kontrasty. Powiecie, że każdy to ma? Nie każdy. Wiele osób widzi po prostu obiekt, któremu robi zdjęcie, ale nie zastanawia się nad tym w jaki sposób powstał ten obraz. Zależnie od pory dnia światło ma inną barwę. Może być ostre punktowe i rozproszone. Obiekt w słońcu ma odcień ciepły, a ten w cieniu będzie niebieskawy. Umiejętność obserwacji światła i wiedza na jego temat powoduje, że fotograf umie przewidzieć jak w danym momencie będzie wyglądało to co chce sfotografować.
Fotografia to umiejętność podejmowania decyzji
Fotograf to ktoś, kto zawsze powinien mieć wizję zdjęcia w głowie. Musi wiedzieć co chce osiągnąć i jak ma wyglądać to co chce pokazać. Dlatego wiedza o tym jak działa światło jest niezbędna. W fotografii przyrodniczej są możliwe dwie sytuacje. Pierwsza, kiedy fotograf jedzie w teren i dopiero tam, zależnie od zastanych warunków decyduje się zrobić zdjęcie lub nie. Druga to ta, kiedy ma bardzo konkretną wizję zdjęcia i świadomie wybiera czas i miejsce fotografowania na podstawie wiedzy o świetle. I dopiero kiedy warunki są odpowiednie do jego wizji – jedzie w teren. Często w fotografii przyrodniczej jesteśmy gdzieś po środku. Mamy wizję i jedziemy w teren dla konkretnego światła, ale warunki atmosferyczne czy inne okoliczności od nas niezależne powodują, że fotografujemy „jak jest”.
Jak nie zrobić zdjęcia
Brzmi to co najmniej dziwnie, ale jest to jedna z ważniejszych umiejętności, jakie trzeba posiąść. Nie w każdych warunkach da się zrobić dobre zdjęcie i nie każdy obiekt będzie na zdjęciu dobrze wyglądał. Owszem, można fotografować bez tej wiedzy, ale lepiej nie tracić energii i czasu na coś z czego i tak nic nie będzie.
Znajomość warsztatu to tylko wierzchołek góry lodowej
Fotografia przyrodnicza to bardzo specyficzna gałąź tej pięknej sztuki. Tu oprócz znajomości samego warsztatu fotograficznego, jeszcze szereg innych czynników warunkuje powodzenie w działaniu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że sam warsztat to najmniejszy problem. Co zatem decyduje o sukcesie fotografa przyrody?
- Ogólna wiedza przyrodnicza. Skoro fotografujemy przyrodę, to powinniśmy wiedzieć przynajmniej na poziomie ogólnym co, gdzie i kiedy może występować. Jakich gatunków możemy się spodziewać na danym typie terenu, w jakim stadium dany gatunek występuje o danej porze roku, na jakich roślinach żeruje (jeśli to zwierzę). Oraz wiele innych czysto przyrodniczych zagadnień, o których możemy się dowiedzieć z różnych dostępnych źródeł.
- Znajomość terenu, gdzie fotografujemy. Obok wiedzy ogólnej, dobrze jest wiedzieć z góry jak wygląda teren, w który jedziemy. Wszystko po to, żeby umieć określić gdzie będzie słońce i jakie będzie światło. No i czego w tym konkretnym miejscu się spodziewać. Warto zasięgać języka u osób, które tam już były lub u ludzi żyjących na danym terenie, bo nikt tak dobrze jak oni nie wie co można spotkać za ich płotem.
- Warsztat fotograficzny. To sprawa oczywista – bez co najmniej podstawowej znajomości aparatu, obiektywu i zasad optyki, nie będziemy w stanie zrobić jakiegokolwiek zdjęcia. Jakiego obiektywu powinniśmy użyć do uzyskania zamierzonego efektu? Jak ustawić ekspozycję, żeby zdjęcie było poprawnie naświetlone? Który z licznych trybów pracy aparatu ustawić, żeby mieć największe szanse powodzenia? To wszytko trzeba obowiązkowo wiedzieć.
- Postprodukcja. Znam osoby, które uważają, że jedynie fotografia prosto z aparatu jest cokolwiek warta, bo nie jest „oszukana”. Jak już pisałem w artykule [ Fotografia – sztuka oszustwa ], już sama optyka aparatu powoduje, że obraz jest w pewien sposób zmanipulowany. Ponad to zdolności przenoszenia rozpiętości tonalnej w wielu przypadkach są jeszcze ograniczone i żeby zdjęcie wyglądało tak, jakim je widzieliśmy stojąc z aparatem w ręku w terenie, musimy posiłkować się narzędziami obróbki fotograficznej. Kiedyś była ciemnia, dziś jest komputer, co jest zupełnie normalne.
- Meteorologia. To w zasadzie element na pograniczu wiedzy przyrodniczej i matematycznej. Na szczęście dziś nie musimy wróżyć z fusów czy jeździć w teren w ciemno, bo mamy całkiem trafne prognozy. Ale to co można znaleźć w wielu popularnych portalach, czyli diagram słoneczka, słoneczka za chmurką lub chmurki oraz wartość temperatury dla danego miasta, to stanowczo za mało. Prognozy szczególnie przydatne dla fotografa przyrody są pokazywane w formie diagramów (opady, zachmurzenie, wysokość chmur, wiatr, temperatura, punkt rosy) oraz map zachmurzenia (animowane mapy pokazujące na żywo ruch okrywy chmur na danym terenie wraz z jego krótkotrwałą prognozą). Te diagramy trzeba po prostu umieć czytać, ale na szczęście są opatrzone legendą i łatwo z nich wywnioskować czego się można spodziewać.
- Szczęście. Wspomniane przeze mnie na końcu, ale szalenie istotne w bardzo wielu sytuacjach. Nawet przy dużej wiedzy, nie mamy żadnej gwarancji, że nasz model czyli zwierzę pojawi się o danej porze w danym miejscu. Dużo zależy od szczęścia, a temu trzeba pomóc. I można to robić skutecznie w jeden tylko sposób – powtarzać sesje fotograficzne po wielokroć, aż w końcu się uda to, co sobie zaplanowaliśmy.
Patrzenie i myślenie fotografią 24h/dobę
Czy się tego chce czy nie, fotografem jest się przez cały czas. Nie można tego w sobie „wyłączyć”. Jeśli już raz zacząłeś patrzeć przez pryzmat aparatu i obiektywu, to już tak zostanie. Nie dziw się, że stojąc przed ciekawym widokiem będziesz się zastanawiać jak go wykadrować, nawet nie mając aparatu w ręku. A i nie raz będą przychodziły do głowy myśli, że gdyby światło było inne, to byłoby fantastyczne zdjęcie…
Po co to wszystko?
No właśnie, warto się zastanowić nad tym po co fotografuję i co mi to daje. Robienie zdjęć może być ciekawym zajęciem, można to lubić, ale tylko jako pasja powala wejść na wyższy poziom. Trzeba sobie jednak powiedzieć wprost – fotografia nie jest dla każdego. Jeśli ktoś nie ma w sobie duszy twórcy i odkrywcy, ten nie długo będzie chciał używać aparatu fotograficznego. Tym, co zapewnia fotografia to przede wszystkim zaspokojenie potrzeby samorealizacji. Możemy tworzyć coś, co nas satysfakcjonuje. Jednocześnie zaspokaja próżność fotografa. Nie znam takiego, który nie prezentowałby swoich prac innym ludziom, celem uzyskania zachwytu czy akceptacji w ich oczach. Czy to w formie wystaw czy w mediach społecznościowych. Człowiek już tak jest skonstruowany, że chce być akceptowany, lubiany, szanowany.
Fotografując przyrodę mamy niejako wewnętrzny imperatyw do odkrywania świata – dla siebie i dla innych poprzez tworzone prace. Natura jest tak bogata i czasami tak nieprzewidywalna, że w zasadzie za każdym razem czymś jest nas w stanie zaskoczyć. Często bywam w terenie w porach, kiedy inni śpią. Bywam w terenie, w który przeciętny Kowalski nie chciałby się zapuścić. Dzięki temu oglądam i doświadczam czegoś nowego, wyjątkowego. I to mnie nakręca.
Nie można też zapomnieć o możliwości oderwania od codzienności, którą daje fotografowanie natury. Kilkugodzinne przebywanie w otoczeniu zieleni, z dala od miejskiego zgiełku, pozwala oderwać się myślami od problemów i „naładować akumulatory”.
A Wam co daje?
Zdecydowanie jest to złożony temat, fajnie, że do niego podszedłeś tak kompleksowo.
Ja wciąż z racji posiadania małych dzieci fotografuję kiedy się da, ale staram się przynajmniej kilka razy w miesiącu wyskoczyć na jakiś mały plener rankiem, lub na zachód słońca
Małe dzieci zdecydowanie komplikują tą czasochłonną pasję. Jedziesz kiedy możesz, a nie kiedy chcesz 🙂
Czas, czas, ciągle zbyt mało czasu… Ale gdy uda mi się już wyrwać, albo tylko oderwać choćby na pół godziny (np. kolory zachodów), świat przestaje dla mnie istnieć. Sesje jerzykowe to było szaleństwo. Po godzinnym fotografowaniu świat zaczynał wyglądać jakby składał się głównie z jerzyków… No i wartość dodana. Zacząłem w ciągu ułamka sekundy spostrzegać kolor ich sterówek, łuskowate piórka na podbrzuszu, widzieć ich oczy, czy wole jest pełne, czy dziób otworzony jak paszcza. To fascynujące. Kocham przyrodę, zawsze starałem się ją rozumieć, ale dzięki momentami intensywnej fotografii widzę, że dostrzegam ją pełniej. To przyjemność i satysfakcja. I motywacja.
W moim fotografowaniu co raz mniej wazna jest fotografia. Najważniejsze jest że to czas tylko dla mnie, że jestem sama że sobą . Nic tak jak fotografowanie nie odrywa mnie od myśli codziennych. Owszem, milo jest jesli przy okazji powstanie jakiś miły dla oka obraz 😊
To prawda, fotografując przenosisz się do innego świata. Zamykasz na jakiś czas drzwi tego realnego i wchodzisz jak do magicznego ogrodu, gdzie nic poza tym co Cię otacza nie zaprząta Twoich myśli 🙂