W ciągu ostatniego tygodnia udało mi się kilkukrotnie wyrwać z miasta. Wiosna w lesie ma się dobrze, pomimo utrzymujących się niskich temperatur. Jest dość dużo słońca, a to sprawia, że natura się powoli, ale pięknie rozwija. Fajnie jest móc to obserwować. Co udało mi się zobaczyć w ostatnim czasie?
Na początek trochę zwierząt. Kilkakrotnie spotykałem sójki, które nawet nie były za bardzo płochliwe i dawały się podejść na niewielką odległość. Trafiłem także na moment kwitnienia wierzby, na której co i rusz przysiadywało kilka motyli rusałka pawik i posilało się. Najciekawszą obserwacją jednak były zaskrońce, które bardzo chciałem spotkać. Wiedziałem, gdzie ich szukać i szczęśliwie udało się na nie trafić. Trzy niewielkie zaskrońce wygrzewały się w przedpołudniowym słońcu, leżakując pośród patyków i zarośli. Miejsce niezbyt dobre do fotografowania, ale z pewnością w 100% naturalne. Bardzo cieszę się z tego spotkania.
Kwiaty, kwiaty, kwiaty
Wiosna w lesie to zdecydowanie czas kwiatów. Cóż mogę powiedzieć, chyba jestem uzależniony od ich fotografowania. Nie potrafię przejść obok nich obojętnie i tak naprawdę, gdyby nie obowiązki życia codziennego, to pewnie nie dałoby się mnie wyciągnąć z lasu. Dlatego znów byłem w lesie i znów próbowałem swoich sił, tym razem przy pomocy dwóch obiektywów. Pierwszym jest mój sprawdzony od lat Sony FE 90mm/2.8, który jest ostry i wielokrotnie pozwolił uchwycić piękny mikroświat. Drugi to Meyer-Optik Trioplan 50mm/2.9 – mniejsza i krótsza wersja legendarnego szkiełka produkującego kółeczka w bokehu. Uważam, że „maluch” wcale nie ustępuje swojemu większemu bratu i równie dobrze nadaje się do fotografowania niewielkich obiektów, pozwalając na uchwycenie tematu w wyjątkowy sposób. Oczywiście z wykorzystaniem pierścieni pośrednich albo mechanizmu ślimakowego.