Jakieś dwa lata temu bardzo fascynowały mnie zdjęcia, gdzie w nieostrościach widoczne były charakterystyczne okręgi, nazywane bańkami mydlanymi (ang. soap bubble bokeh). Zacząłem wówczas szukać obiektywów, które „potrafiłyby” wygenerować taki efekt. Niedoścignionym ideałem i pierwowzorem w tym temacie jest bardzo wiekowy obiektyw Trioplan 100mm/2.8. Zanim przyszła moda na „kółeczka”, kosztował on grosze. Szybko się jednak okazało, że to co modne drożeje momentalnie i jego ceny skoczyły do ok. 2000 zł. Pomyślałem sobie, że nie dam tyle pieniędzy, za coś co ma być tak naprawdę tylko eksperymentem i pewnego rodzaju zabawką.
Szukałem więc alternatyw. Zaczęło się od zakupu przerobionego przez kogoś obiektywu Helios do Zenita. Sprzedawca reklamował go jako zmodyfikowany pod kątem właśnie generowanie trioplanowych owali. Owszem, efekt ten występował, ale przy okazji obraz był bardzo mydlany. Aż za bardzo. Dlatego zacząłem przerabiać obiektyw Helios samodzielnie i kilka takich przeróbek posłużyło mi przez jakiś krótki czas. Zaraz, przecież konstrukcji obiektywów jest mnóstwo i na pewno muszą być inne szkła, które dają oczekiwany efekt bez żadnych przeróbek. Owszem, są! Moim najbardziej ulubionym okazała się Wołna-9 50mm/2.8 macro (wrażenia z jej używania opisałem tutaj: [Wołna-9, czyli bąbelki bez przeróbek]). Jest to jednak obiektyw o ogniskowej 50mm, a czasem chciałoby się bardziej odseparować fotografowany obiekt od tła. Kolejnym szkiełkiem, które trafiło na moją półkę był Meyer-Optik Görlitz Primotar 135mm/3.5.
Fotografowanie klasy vintage
Tak naprawdę to dwa lata temu kupiłem nie jeden a dwa obiektywy Primotar – wersję 135mm oraz 180mm. Nie miałem jednak wówczas dość zapału, żeby przetrenować te szkła w terenie. Powędrowały zatem na półkę. Ale czymże są 2 lata w stosunku do wieku tych obiektywów, które wyprodukowane były na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku.
Podczas ostatniej sesji florystycznej w jednym z podłódzkich lasów „zapiąłem” w końcu szkiełko Primotar 135mm/3.5 do aparatu i zacząłem robić zdjęcia. Warunki na oczekiwany rysunek w nieostrościach były idealne – wschód słońca pomiędzy drzewami. No i co tu dużo mówić, efekt został osiągnięty. Co prawda przy „pełnej dziurze” (tylko wtedy można uzyskać efekt kółeczek) ostrość jest rozmiękczona, ale to urok tego typu konstrukcji. Za to na pewno zaletą tego obiektywu jest aż 15 listów bezstopniowej przysłony, dzięki czemu w nieostrościach, niezależnie od ustawionej wartości, powinny pojawiać się zawsze kółka, a nie wielokąty. Praca pod światło pozostawia wiele do życzenia, ale można to wykorzystać w sposób kreatywny. Poniższe zdjęcia były wykonane z zastosowaniem pierścienia pośredniego dla zmniejszenia minimalnej odległości ostrzenia, która normalnie wynosi aż 1,6m.
Oto kilka sampli z tego obiektywu.
Jak już wspomniałem, mam także wersję 180mm i miałem ją ostatnio w terenie. Nawet od niej zacząłem moje testy, ale nie przypadła mi do gustu. Jest dużo większa i cięższa, przez co mało poręczna. Do tego minimalna odległość ostrzenia to aż 2,2m, a to wydaje się do pewnych zastosowań zbyt dużo. Mimo to, rysunek z obu szkieł jest podobny.
Kupić, nie kupić?
Jako narzędzie do kreatywnego wykorzystania i osiągania efektu kółeczek w bokehu jest to bardzo przyzwoite szkło. Dzięki ogniskowej 135mm da już się bardzo ładnie rozmyć pierwszy plan. Wadą niewątpliwie jest mocno umiarkowana ostrość przy pełnym otworze przysłony, ale coś za coś. Gdybym miał dziś podejmować decyzję, to raczej kupiłbym ten obiektyw jeszcze raz. Kupiłbym, gdyby był do dostania, bo niestety liczba egzemplarzy oferowanych na aukcjach jest bardzo umiarkowana. Ale jak się trochę poszuka i poczeka, to można. Polecam!
Gdyby ktoś chciał poczytać więcej o tym obiektywie, to polecam stronę http://allphotolenses.com/lenses/item/c_1344.html
Jedna odpowiedź do “Primotar 135 mm f/3.5”