Od wielu lat początek mojego fotograficznego roku przypada lutym. Wszytko za sprawą corocznego zimowego pleneru organizowanego przez Okręg Śląski Związku Polskich Fotografów Przyrody. Celem pleneru, oprócz oczywiście fotografowania, jest promocja górskiej części województwa śląskiego. Od 2012 roku miałem okazję uczestniczyć w plenerach na Rysiance (2014), Skrzycznem (2018) oraz trzy razy na Pilsku (2012, 2015, 2017). A zatem w tym roku Pilsko odwiedziłem już po raz czwarty. Niektórym z Was zapewne ciśnie się na usta pytanie „ale po co jeździć w jedno miejsce aż tyle razy i to o tej samej porze roku?”. Powody są przynajmniej dwa. Po pierwsze towarzystwo plenerowe jest zawsze wyśmienite – tam czuję, że jestem wśród swoich. Niektóre osoby widzę raz w roku, a rozmawiamy jakbyśmy widzieli się wczoraj. Zauważyłem, że poczucie przynależności do grupy ludzi o takich samych zainteresowaniach to jest coś, czego bardzo potrzebuję (i realizuję). I żadne facebooki czy instagramy nie zastąpią spotkania z drugim człowiekiem. Towarzystwo to jedno, ale drugi powód jest niemniej ważny. Otóż za każdym razem Pilsko odsłaniało przede mną trochę inny obraz siebie i otoczenia, dzięki czemu mam poczucie, że każdy plener był dla mnie owocny i pozwolił dostrzec nowe kadry. Tegoroczny także.
Jak to było tym razem…
Organizacyjnie plenery na Pilsku są niemal identyczne. Przyjazd do Korbielowa we czwartek, wjazd ratrakiem na Halę Miziową, zameldowanie w schronisku i ustalenie planu fotograficznego na kolejne kilka dni na bazie aktualnej prognozy pogody. Na każdym plenerze do tej pory pierwszy wschód słońca oglądaliśmy ze szczytu Pilska. W tym roku prognoza nie dawała żadnych szans na widoki. Góra spowita była w chmurach, z których sypał śnieg. Można było spokojnie pospać. Po śniadaniu, część uczestników postanowiła się ruszyć w poszukiwaniu kadrów. W końcu mgła i śnieg też mogą zrobić fajny klimat do zdjęć. Wybrałem się więc do lasu, a ściślej mówiąc na nieodległą polanę w poszukiwaniu ciekawych ujęć. A wyglądało to tak…



Antarktyczne zmagania
Tym, co oprócz fotografowania najczęściej robię w warunkach plenerowych to sprawdzanie prognozy pogody. A ta wywoływała spory optymizm. Chmury miały wczesnym popołudniem odpłynąć na południowy zachód, więc szanse na kolorowe widoki ze szczytu Pilska były duże. Pojawiły się także gorsze wieści. Bardzo silny wiatr, który przepędził chmury, przyniósł także niską temperaturę. Kiedy dotarłem na szczyt tego popołudnia, doświadczyłem prawdziwej, srogiej zimy. Fotografowanie było dużym wyzwaniem. Wszyscy zmagali się z wiatrem targającym statywami, smagającym twarze i zamrażającym palce u rąk i stóp. Nie dało się tego długo wytrzymać i gdy straciłem czucie w policzkach i palcach prawej dłoni, postanowiłem szybkim krokiem wracać do schroniska. Trudne warunki często oznaczają ciekawe zdjęcia. Nie inaczej było i tym razem.




































Plenerowa sobota
Po powrocie do schroniska i ogrzaniu się, można było zaplanować co dalej. Kolejny świt miał być przeciwieństwem tego pierwszego – bezchmurny, zimny i wietrzny. Nie tylko ja byłem w rozterce – iść czy nie iść, wstać czy nie wstać? Dyskusje i narady trwały do późnego wieczora. Jako, że bezchmurne niebo o świcie nie wygląda zbyt ciekawie, ostatecznie zdecydowałem pospać dłużej. Kilka osób poszło, ale zdjęcia i ich relacje o temperaturze panującej na szczycie utwierdziły mnie w przekonaniu o słuszności mojej decyzji co do zostania w schronisku. Był to jednak bardzo aktywny dzień. Po śniadaniu wybrałem się na godzinkę do lasu w poszukiwaniu tematów do makrofotografii.



Do zachodu słońca podejście drugie
Po południu, wraz z większą grupą uczestników pleneru, wybraliśmy się ponownie na szczyt Pilska, żeby fotografować zachód słońca. Temperatura nadal była niska, ale wiatr zelżał, dlatego fotografowanie szło znacznie przyjemniej. Na niebie przewijały się pasy wysokich chmur, które wraz z zachodem słońca przybierały różne odcienie.














Pod gwiazdami
Powrót do schroniska nie oznaczał dla mnie końca zdjęć. Jeszcze przed przyjazdem na Pilsko zaplanowałem, że porobię zdjęcia nocne. Najlepszym momentem na nie był właśnie ostatni wieczór pleneru, a jako miejsce wybrałem znaną mi już nieodległą polanę. W teren wybrał się ze mną kolega Maciek, który również chciał popróbować sił w fotografowaniu gwiazd. Już kilka lat wcześniej dokładnie w tym samym miejscu robiłem zdjęcia nocne. Wtedy jednak miałem inny aparat, a i ten obecnie używany należałoby sprawdzić jak sobie radzi z takim typem fotografii. No i sprawdziłem.




Czas powrotu
Po zdjęciach rozgwieżdżonego nieba czekała mnie krótka noc, bo następnego dnia ratrak miał nas zacząć zwozić od godziny 6.00 rano. Wszystko odbyło się zgodnie z planem i po licznych pożegnaniach ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Pewnie znów zobaczymy się za rok, a z niektórymi wcześniej. Jedno jest pewne – na kolejny zimowy plener Okręgu Śląskiego też pojadę (o ile się odbędzie i o ile zostanę zaproszony 😉 )!
Jak na tak trudne warunki, to całkiem niezły plon. Dużo klimatycznych zdjęć z ciekawie pokazaną dynamiką pogody.
Ja jestem zadowolony i pewnie coś fotoksiążkowego ulepię z tego urobku… a może i wszystkie górskie wyjazdy zimowe wezmę pod uwagę
świetne- i nawet ambitnie w nocy pracowałeś, mimo dużego chłodu – 🙂
Nie ma letko, na plenery nie jeździ się dla przyjemności 😉
To było moje pierwsze Pilsko i po zdjęciach widzę, że kolejne mus zaliczyć. Wszystko mam do poprawy i dopracowania – jednym słowem sieczka 🙂 Dziękuję, że byłeś i że chciało Ci się pokazać na tym blogu jak należy robić zimowe zdjęcia. Pozdrawiam.
Efka, zawstydzasz mnie. Po prostu to mój 6-ty plener zimowy i pewnie trochę wprawy już zdobyłem przez te 5 poprzednich 😉
Już Ty się nie kryguj. Robisz świetne zdjęcia – przynajmniej te zimowe 😀
Trening czyni mistrzem – to fakt ale niezwykle ważna jest wyobraźnia. O ile większość dotychczasowych „plenerowych” zdjęć zimowych była jak z pod igły – wszystkie niemal identyczne bez względu na autora – to po tegorocznych widać, że można inaczej, bardziej różnorodnie. Nocne moim zdaniem są do poprawy. Można z tego tematu wyciągnąć więcej. Bardzo mi się za to podobają zabawy skalą, szczególnie te zawiane, choć niezawiane „Lodowce” są obłędne.
Hmmm, a co byś w nocnych poprawiła? Generalnie zrobiłem takie zdjęcia nocne jak planowałem, choć na pewno można w temacie wiele więcej zrobić, jakieś między drzewami, z widokiem w górę, itd. Tyle, że w ostatnią noc chciałem też skorzystać z odrobiny snu przed wyjazdem, żeby bezpiecznie wrócić, a nie trzymać oczy na zapałki 😉 A jakbym się rozkręcił w tym lesie to mógłbym nie zdążyć na ratrak 😉