Jakiś czas temu postanowiłem wrócić do fotografowania makro-świata owadów. Chcąc robić to lepiej niż do tej pory, postanowiłem wyposażyć moją fotograficzną stajnię w nowy obiektyw makro, ale o znacznie dłużej ogniskowej niż do tej pory. Wybór nie był zbyt duży i ostatecznie padło na Tamron 180mm/3.5. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze nie chciałem wydawać kroci pieniędzy i po drugie – słyszałem dobre opinie o tym szkiełku.
Po co długoogniskowy obiektyw do makro?
Mam już różne warianty sprzętu do makrofotografii, dedykowane obiektywy 50mm i 90mm, pierścienie pośrednie, soczewki Raynox. Po co zatem kolejny sprzęt? Wszystkie wymienione wyżej urządzenia i udogodnienia mają jedną cechę wspólną – odległość od fotografowanego obiektu jest niewielka. Wszystko fajnie, jeśli fotografuje kwiatki albo inne nieuciekające obiekty. Zupełnie inaczej ma się sprawa z fotografowaniem owadów, które nie lubią jak sprzęt wtykać im pod sam nos. Motyle czy ważki po prostu uciekają. Owszem udawało się do tej pory je jakoś uchwycać, ale bywało to o świcie, kiedy nie mogły uciekać. Robienie im zdjęć w pełni dnia było raczej niemożliwe.
Radą na ten problem jest obiektyw makro o dłuższej ogniskowej – np. 150 lub 180mm. Dzięki temu mamy zachowaną maksymalną skalę odwzorowania 1:1, ale możemy ją osiągnąć znajdując się dalej od fotografowanego obiektu niż w przypadku krótszych ogniskowych. Minusem dłuższej ogniskowej jest płytsza głębia ostrości. Drugą ważną komplikacją jest konieczność ustawiania krótszych czasów naświetlania, żeby uniknąć poruszenia. Coś za coś, czyli jak zwykle.
Tamron 180mm/3.5 w praktyce
Jak widać na zdjęciu, obiektyw wydaje się dosyć duży. Na szczęście w rzeczywistości za to wrażenie odpowiada długa osłona przeciwsłoneczna. Całość dobrze leży w rękach podczas pracy w terenie, nie jest ciężka. Pierścień ustawiania ostrości chodzi płynnie i z przełożeniem, które powoduje, że ręczne ustawianie ostrości jest precyzyjne. Obiektyw ma pierścień do mocowania stopki, przez co można go stabilnie (z odpowiednim wyważeniem) zamontować na statywie. O pracy autofokusa nie chciałbym pisać. To wersja do Canona EF zamontowana przez przejściówkę Sigma MC-11. AF „kręci” niespecjalnie szybko i cicho, a do tego zasadniczo niecelnie. Przy takiej konfiguracji jak u mnie zdecydowanie używanie AF jest pomyłką. Ale na szczęście przy makrofotografii używanie manualnego ustawiania ostrości jest znacznie bardziej praktyczne.
Taki zestaw z przejściówką ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną. Można powiedzieć, że mimo używania bezlusterkowca cofamy się do czasu lustrzanek. Pracujemy zawsze na otwartej przysłonie, a dopiero w momencie robienia zdjęcia aparat ją przymyka. Warto o tym pamiętać, bo obraz widoczny na ekranie często nie będzie odpowiadał temu z wykonanego zdjęcia.
Jedna odpowiedź do “Tamron 180mm/3.5”