Dzisiejszy wyjazd w teren był nakierowany na bardzo konkretny temat – derkacz. Dowiedziałem się o pewnym miejscu, gdzie już się odzywają…a zatem warto spróbować. A nuż się uda. Miejsce dla mnie było także nowe. Czyli podwójnie warto pojechać.
Łąka we mgle
Istotną zaletą nowego miejsca jest to, że jest blisko. W ciągu 15 minut tam dotarłem, było chwilę przed świtem. Przebrałem się oczywiście w moje wierne kalosze z pianki, a na spodnie założyłem zewnętrzne spodnie goretexowe. Wszystko wypsikałem Muggą (50% DEET), bo kleszczy jest w tym roku mnóstwo. No i ruszyłem w nieznane. Tuż za zakrętem leśnej drogi otworzył się widok na przestronną łąkę, rozpościerającą się niemalże po horyzont i do tego całą skąpaną w mgłach. Bajeczny widok. Już na początku spaceru natknąłem się na sarny. Zabrałem jednak tylko 300mm obiektyw, więc zdjęcia mogły być raczej środowiskowe niż portretowe. Ale taki też miałem plan.
Idąc przez łąkę chłonąłem nastrój świtu. Cały wypad należy rozpatrywać ostatecznie w kategoriach rozpoznania terenu. Zaobserwowałem lub usłyszałem wiele gatunków ptaków: wilgę, kukułkę, trznadla, jarzębatkę, pokląskwę. Również oczekiwany derkacz kilkakrotnie się odzywał, jednak nie pojawił się na widoku ani razu. Cóż, przyjdzie próbować dalej.
Co do samej łąki, to pod względem większych owadów jest raczej uboga. Nie widziałem ani jednego motyla czy ważki. Za to ślimaki były niemal wszędzie, na każdym krzaczku czy trzcince. Ilość pajęczyn także była znaczna.
Co udało mi się sfotografować? Niewiele tego jest, ale pamiątka z wyjazdy pozostanie.
Klasyczny poranny „majonez”
Ślimacze wygibasy
Jedna z bardzo wielu pajęczyn wraz z jej właścicielem
Kolejna pajęczyna.
Ciekawska sarenka
Jarzębatka na suchym drzewie
Piękne zdjęcia. Ja również lubię pojechać gdzieś nad ranem na łąkę i złapać chwile.