Dziś temat, z którego publikacją trochę się wstrzymywałem. Chciałem zobaczyć ile i przede wszystkim – jakich zdjęć uda i się zrobić. Bohaterami dzisiejszego wpisu są młode lisy, które swoim urokiem są w stanie oczarować chyba każdego. Jest to dla mnie zupełnie nowy temat, więc czuję się trochę jak nowicjusz.

Wszystko zaczęło się od informacji, którą uzyskałem do koleżanki. Dowiedziałem się, że niedaleko jest miejsce, w którym prawdopodobnie są młode lisy. Nigdy wcześniej nie miałem okazji ich fotografować, a miejsce dobrze rokowało – było jednocześnie na uboczu i niedaleko mojego domu (30 minut samochodem). Znałem już wcześniej okolicę, więc wiedziałem dokąd jechać, a dokładna lokalizacja GPS umożliwiła bezbłędne znalezienie samej „dziury”.

Pierwsze spotkanie

Na czas pierwszej próby ustaliłem popołudnie, co okazało się słuszną decyzją. Miejsce jest w sporym zagłębieniu i dodatkowo od wschodu jest osłonięte drzewami. Ale po południu jest tam sporo światła.

Norę, którą wskazała mi koleżanka, znalazłem bez problemu. Usadowiłem się w bezpiecznej odległości, w obniżeniu terenu i za wysokimi trawami. W taki sposób, żeby mieć widok na samą norę i to co jest tuż przed nią. Ustawiłem statyw, zamaskowałem się i czekałem. Po godzinie nic się nie działo. Kolejne pół godziny również nie przyniosły żadnych obserwacji. Zacząłem już tracić nadzieję, ale kątem oka zobaczyłem jakiś ruch na pagórku kilkanaście metrów ode mnie po lewej stronie. Odwróciłem głowę i moim oczom ukazał się mały, rudy i puchaty zwierzak wpatrujący się czujnie w moją postać.

Przestawiłem aparat i zrobiłem mu zdjęcie. Nie uciekł, tylko patrzył dalej. Czekałem więc na to co zrobi. Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, po czym chwilę powęszył i położył się, zwijając się w kulkę. Nadal jednak był czujny i mnie obserwował.

Światło powoli zaczęło uciekać i zdecydowałem się kończyć sesję. Wstałem, a podczas pakowania sprzętu lisek czmychnął. Postanowiłem sprawdzić co znajduje się w okolicy miejsca, z którego mnie obserwował. I okazało się, że jest tam jeszcze jedna dziura w ziemi, znacznie lepiej zamaskowana niż ta pierwsza. Rozejrzałem się za miejscem na kolejną próbę fotograficzną, z którego byłby dobry widok. To na górce za niewielkim parowem wydało mi się idealne. Teraz tylko tam wrócić…

Podejście numer dwa

Kilka dni później wiedziałem już dokładnie jak wygląda miejsce akcji, ale nie miałem pewności, czy główni bohaterowie się pokażą. Przyjechałem o podobnej porze co poprzednio, ulokowałem się w upatrzonym wcześniej miejscu i czekałem. Tym razem pierwszy lisek pojawił się już po jakichś 15 minutach. Czujnie zlustrował teren, przypatrzył mi się (byłem schowany pod siatką maskującą) i zaczął spacerować w promieniu kilku metrów od nory, z której wyszedł. Po kolejnych kilku minutach wyszedł następny, a potem jeszcze dwa. W sumie było ich na raz 4. Nie były jednak zbyt skore do zabawy. W zasadzie tylko jeden z nich zaczepiał 2 czy 3 razy swoich braci/siostry. Pozostałe były raczej ospałe, dużo leżały, lub wręcz spały. Czasem podnosiły czujnie głowy i patrzyły w moją stronę, gdy musiałem zmienić pozycję i dostrzegły jakiś ruch. Sesja trwała około 2 godzin i była niezwykle udana. Oto efekty:

Do trzech razy sztuka

Ucieszony sukcesem drugiej sesji z młodymi liskami, postanowiłem kuć żelazo póki gorące i po kolejnych kilku dniach spróbować jeszcze raz szczęścia. Przyczaiłem się w miejscu, które sprawdziło się poprzednio. Tym razem również młodzi modele pojawili się dosyć szybko, ale interakcja między nimi zaistniała tylko raz. Na szczęście byłem gotowy i udało się wszystko zarejestrować. Przez większość czasu liski spały lub oddalały się od nory poza zasięg wzroku. W sumie to nic dziwnego, wszak z każdym dniem są coraz starsze. Czekałem z aparatem gotowym do strzału do momentu, gdy okolice nory spowił głęboki cień. Lisków i tak nie było w zasięgu wzroku, więc mogłem spokojnie się spakować i udać na zasłużony odpoczynek. Po tej sesji nie czułem już takiej euforii jak po poprzedniej, ale świadomość że udało się zarejestrować fajną „akcję” była bardzo budująca. Oto zdjęcia z trzeciego podejścia:

…czy to już koniec?

Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mając możliwość pojechania na zdjęcia jeszcze raz, skorzystałem z niej bez wahania. To popołudnie było dosyć pochmurne, ale miało nie padać. Niestety przez 2 godziny czatowania w tym samym miejscu co poprzednio, nie pojawił się żaden lisek. Być może to pogoda wpłynęła na to, być może samolot, który uparcie kręcił się ponad tym miejscem i hałasował. A może młode lisy już są na tyle odważne, że nie siedzą przy norze, tylko odkrywają świat wokół nich. Oby ten nie okazał się dla nich zbyt okrutny.

Być może „skoczę” tam jeszcze raz na zdjęcia, ale już bez dużych oczekiwań. Wszak lepsze miłe zaskoczenie, niż przykre rozczarowanie.

2 odpowiedzi na “Młode lisy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *