Z jakimi zdjęciami kojarzy Wam się fotografia makro? Zwykle przedstawia jakieś owady albo kwiaty, ale zwykle za nimi (i przed nimi) mamy nieczytelne, rozmyte tło. Czasem z ciekawymi wzorami w nieostrościach, czasem po prostu rozmyte plamy kolorów. O takie na przykład jak tu:

Oczywiście ortodoksyjny makrofotograf powie, że to wcale nie jest makro fotografia (ta zaczyna się od odwzorowań co najmniej w skali 1:1), co najwyżej „fotografia małych obiektów”. I oczywiście będzie miał rację. Mimo wszystko jakoś tak się utarło, że wszystkie zdjęcia małych obiektów nazywamy „makro” niezależnie od uzyskanej skali. Będę więc dalej bezkarnie używał tego nie do końca precyzyjnego określenia 🙂

Czy to już czas na zmiany?

Od wielu, wielu lat uprawiam taki właśnie rodzaj fotografii. I jak widzicie powyżej, najczęściej wcale nie chodzi mi o pokazywanie możliwie jak największego głównego obiektu. Lubię prace bardziej malarskie, gdzie otoczenie/tło jest integralną część zdjęcia i tworzy odpowiedni klimat i środowisko dla fotografowanego obiektu.

Nie tak dawno poszedłem do lasu fotografować grzyby (kilka wpisów na ten temat pojawiło się ostatnio) z obiektywem 90mm/2.8. W trakcie robienia zdjęć zacząłem zadawać sobie pytania:

  • Jak długo można te same obiekty fotografować w podobny sposób?
  • Czy sens ma robienie zdjęć grzybom w ten sam sposób jak rok/dwa/trzy/pięć lat temu?
  • Czy stosując tą samą technikę, jestem w stanie zrobić coś lepiej niż do tej pory (oczywiście wg moich własnych kryteriów)?

Wątpliwości męczyły mnie dalej po zgraniu zdjęć do komputera. Byłem z nich zadowolony, ale jednocześnie oczekiwałem czegoś więcej. Może to właśnie jest niepokój artystyczny? 😉

Kto się nie rozwija, ten stoi w miejscu

W zasadzie zawsze do tej pory byłem zdania, że obiektywy do makrofotografii o ogniskowej mniejszej niż 90-100mm nie mają w mojej fotografii za bardzo zastosowania. Dlaczego? Fotografując owady musimy zachować pewien dystans, bo inaczej nasz motyl czy ważka uciekną. Im krótsza ogniskowa, tym trzeba bardziej zbliżyć się do obiektu, żeby zrobić mu oczekiwane zdjęcie. Poza tym zawsze lubiłem dużo nieostrości. No ale w końcu dotarłem do punktu, gdzie pojawiły się pytania i potrzeba zmian.

W mojej głowie zaczął tlić się pomysł, żeby spróbować nowego dla mnie podejścia. A gdyby tak pójść ścieżką ekstremalną i zastosować w makrofotografii obiektyw bardzo szerokokątny? Ale nie taki „trochę” inny od tego co mam, tylko taki kompletnie inny. Owszem, nie będzie się on nadawał do fotografowania każdego obiektu (np. motyli na łące), ale do tych nieruchomych jak najbardziej. Zacząłem więc szukać.

I na tym polu nie ma w zasadzie wyboru. O ile w zakresie 90-105mm praktycznie każdy producent coś ma w ofercie, o tyle jeśli ma być „szerzej” niż 20mm to wyboru nie ma. Mnie udało się znaleźć tylko jedno szkło, które spełniałoby kryterium szerokokątnego makroobiektywu – Venus Optics LAOWA 15 mm f/4 Wide-Angle 1:1 Macro. Nie mając więc wyboru, złożyłem zamówienie.

O obiektywie w kilku słowach

W sieci jest trochę testów i recenzji tego szkła, więc nie będę się tu rozpisywał. Podzielę się z Wami moimi doświadczeniami i odczuciami po kilku sesjach w terenie. Żeby było bardziej zwięźle, zrobię to w punktach:

  • konstrukcja jest solidna, pierścień przysłon i ostrości chodzą z oporem;
  • pierścień przysłon nie ma skoków (czyli podobnie jak w obiektywach do filmowania);
  • obiektyw jest w pełni manualny i nie komunikuje się z korpusem;
  • zakładanie osłony przeciwsłonecznej wymaga trochę pokombinowania i użycia sporej siły – ten element nie był w moim egzemplarzu dobrze spasowany;
  • średnica przedniej soczewki to 77mm i jest możliwość zamontowania nakręcanego filtra;
  • jakość optyczna jest zadowalająca – przy f/5,6-8 centrum jest bardzo ostre, obrzeża trochę mniej;
  • nie nadaje się za bardzo do architektury, bo dość zauważalnie gnie linie równoległe;
  • wyposażony jest w shift o niewielkim skoku (korzystanie z tej funkcji jest możliwe tylko w trybie APS-C);
  • teoretycznie obiektyw pozwala osiągnąć skalę odwzorowania „prawdziwego” makro – 1:1
  • aby osiągnąć maksymalną skalę odwzorowania 1:1, obiekt musi znajdować się kilka milimetrów przed przednią soczewką;
  • zbliżając się do fotografowanego obiektu na niewielką odległość, często rzucany jest cień i dobrze jest obiekt doświetlić.

Podsumowując, optycznie obiektyw Venus Optics LAOWA 15 mm f/4 Wide-Angle 1:1 Macro spełnia moje oczekiwania. Nieostrości na brzegach kadru są wręcz pożądane. Z kolei dystorsja beczkowata najczęściej zupełnie nie przeszkadza w fotografii przyrodniczej (choć gdyby chcieć sfotografować nadmorski pejzaż, to linia horyzontu może nie wyjść zbyt równa). Na zacienianie fotografowanego obiektu też jest pewne rozwiązanie, o czym poniżej. Ogólnie, Laowa nie jest szkłem do wszystkiego, ale nadaje się do tego, do czego chcę ją wykorzystywać.

Doświetlanie w terenie

Jak wspomniałem powyżej, gdy zbliżymy szkło do fotografowanego obiektu, często pojawia się cień, który uniemożliwia zrobienie zaplanowanego zdjęcia. I tutaj z odsieczą może przyjść dodatkowa lampa. Te systemowe, błyskowe kosztują krocie i zakup takowej wydał mi się nieuzasadniony. Ale od jakiegoś czasu lampy LED są już dostępne jako akcesoria do aparatów i to w różnych odmianach. Więc znów zacząłem szukać. Tu, w przeciwieństwie do obiektywów, wybór jest niemały. Tylko jak znaleźć coś, co będzie dobrze wykonane, nie będzie kosztowało kupy pieniędzy i sprawdzi się w moich zastosowaniach… Po dłuższych poszukiwaniach wybór padł na lampę Godox RING72. Tak wygląda cały makro zestaw zmontowany i gotowy do działania.

Element świecący lampy (słowo „palnik” w tym przypadku chyba nie jest odpowiednie) montuje się dość łatwo. Najpierw w miejscu pierścienia filtrów na obiektyw nakręcamy jeden z dołączonych do zestawu pierścieni mocujących (największy pierścień ma 77mm średnicy, najmniejszy 49mm), a następnie wsuwamy lampę na ów pierścień. Kolejnym zadaniem jest umieszczenie elementu sterująco-zasilającego na sankach lampy w aparacie. Ma to jedynie charakter ergonomiczny, bo żadna komunikacja między lampą a korpusem aparatu nie jest prowadzona. Skoro już jesteśmy przy elemencie sterująco-zasilającym, to wewnątrz można zamontować 4 baterie AA lub specjalny akumulator, którego nie ma w zestawie, a kosztuje tyle co połowa lampy.

Samo sterowanie jest proste. Mamy włącznik całej lampy, dodatkowo włączniki lewej i prawej strony (element świecący możemy obracać na obiektywie, więc może to być równie dobrze góra/dół) oraz potencjometry sterujące siłą świecenia lewej i prawej strony lampy (górną/dolną). I tyle, więcej nie ma i chyba więcej nie potrzeba. Konstrukcja jest prosta, ale dobrze wykonana.

Wada Godoxa, choć nie dla wszystkich

Czy są jakieś wady? O ile użytkownicy obiektywów 90-100mm raczej ich nie dostrzegą, o tyle w przypadku 15mm pojawia się pewna, co najmniej, niedogodność. Element świecący montowany jest w taki sposób, że przy tak szerokim kącie widzenia powoduje winietowanie. Można sobie z tym poradzić fotografując w trybie APS-C lub przycinać zdjęcia w postprocesie. Można także lampy nie umieszczać na obiektywie i albo trzymać ją w ręku podczas fotografowania (co jest lekko kłopotliwe) lub wykorzystać inny sposób montażu (np. jakieś elastyczne ramię). Trzeba trochę pokombinować, ale fotograf przyrody musi umieć sobie radzić.

Efekty fotograficzne

Poniżej kilkanaście zdjęć makro wykonanych tym zestawem (choć niektóre mogą nie wyglądać nawet jak makro). Jeśli będziecie mieli pytania, to piszcie. A ja będę Was informował o efektach pracy z tym obiektywem i fotografowaniu kolejnych tematów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *