Jeziorskowa jesień trwa. Kilka dni temu we wpisie [ Powrót na błoto ] opisałem moje zmagania z fotografią ptaków wodno-błotnych na tym zmieniającym się ciągle terenie, jakim jest Rezerwat Jeziorsko. Znów byłem w terenie, dlatego dziś kontynuacja tego tematu.

Wnioski z poprzedniej sesji i snucie planów

Zwykle tak jest, że jak tylko zgra się zdjęcia do komputera i je obejrzy, to w głowie natychmiast pojawia się tysiąc pomysłów typu: to zdjęcie chcę zrobić inaczej, następnym razem położę się w innym miejscu, zmienię perspektywę, itd. Można powiedzieć, że jest to taki spontaniczny zaczątek planu na kolejną sesję. Poprzedni plener (opisany w linku na początku tekstu) odbył się przy braku słońca. Chciałem, żeby mój kolejny fotograficzny wypad pozwolił zrobić zdjęcia ptakom w słońcu. Drugą rzeczą, którą postanowiłem zmienić były badyle wchodzące w kadr. Musiałem wybrać miejsce, w którym zarośla nie będą przesłaniały ptaków i autofokus będzie mógł działać poprawnie. Plan miałem gotowy, teraz tylko musiałem poczekać na nadejście odpowiedniej pogody. W końcu nadszedł dzień, kiedy obie prognozy z których korzystam dawały spore nadzieje na słoneczny świt.

W drogę!

Od momentu zadzwonienia budzika w telefonie (a mam ustawiony klangor żurawi, więc bardzo przyjemnie się wstaje do takiej muzyki) wszystko potoczyło się rutynowo. Sprawdzenie najnowszej prognozy i map radarowych zachmurzenia, toaleta, śniadanie, ubieranie i do samochodu. Wszystkie niezbędne gadżety, jak czatownia czy statyw, trzymam w bagażniku niemalże na stałe. Dzięki temu nie muszę ich za każdym razem pakować.

Gdy tylko wyjechałem z garażu, włączyłem koncert „Poland” zespołu Tangerine Dream. Ta muzyka ma specjalne znaczenie, bo zawsze wprawia mnie w odpowiedni nastrój i kojarzy się z najlepszymi sesjami na Jeziorsku. Po drodze co jakiś czas rzucałem okiem na niebo – gwiazdy były widoczne, a to bardzo dobry znak. W połowie października wschód słońca jest dosyć późno, dlatego wyjeżdżając z domu około 5:00 rano (2 i pół godziny przed wschodem) można się natknąć na niemały ruch samochodowy. Warto to uwzględnić w planach. Droga przebiegła jak zwykle bez niespodzianek.

Jeziorskowa jesień zmienną jest

Po zaparkowaniu samochodu w bezpiecznym miejscu ruszyłem jak zwykle piechotą w stronę zbiornika. W jednej ręce statyw z głowicą gimbalową, w drugiej worek z siatką maskującą, matami do leżenia i podpórkami wędkarskimi. Postanowiłem tym razem nie korzystać z norki, bo miało być dosyć ciepło. Na plecach oczywiście plecak z aparatem wyposażonym w teleobiektyw, zapasowymi bateriami, kartami pamięci i pilotem zdalnego wyzwalania. I tyle. Jeśli wybieram się na sesję w czatowni, zabieram tylko niezbędne minimum. Na sobie oczywiście ciuchy dostosowane do pory roku i warunków termicznych. Na głowie – latarka czołówka, bo półtorej godziny przed wschodem słońca jest jeszcze zupełnie ciemno.

Dotarłem na skraj błota i zacząłem przedzierać się przez niskie zarośla w stronę kanału, nad którym planowałem się położyć. Ptaków jeszcze nie było. Ku mojemu zdumieniu kilkadziesiąt metrów dalej moim krokom zaczął towarzyszyć chlupot. Poziom wody miał się podnieść wg danych z RZGW, owszem, ale nie aż tak. Kontynuowałem mój marsz w nadziei, że chlupot wkrótce ustanie i znajdę miejsce, gdzie mogę się położyć na suchym błocie. Niestety woda robiła się coraz głębsza i gdy zaczęła sięgać do połowy kalosza, postanowiłem zawrócić i poszukać innego miejsca, bliżej wejścia na cofkę. Udało się trafić na suchy fragment lądu nad samym kanałem i do tego bez licznych rosnących tam zarośli. Teraz tylko rozłożenie maty, wbicie podpórek wędkarskich i rozpięcie na nich siatki maskującej i można zaczynać sesję. Ufff, mimo komplikacji udało się wejść do czatowni jeszcze przed rozwidnieniem się.

Tak wygląda czatownia z siatki maskującej i podpórek wędkarskich kilka godzin po wschodzie słońca i odlocie ptaków. Zaletą jest to, że bardzo dobrze wtapia się w teren.

Są i ptaki

Zwykle kiedy jest jeszcze ciemno, to nie obserwuję otoczenia, tylko kładę głowę na ziemi, żeby nie nadwyrężać mięśni karku. Te dostaną jeszcze w kość później… a zdjęć i tak nie zrobię, bo jest za mało światła. Jest to najlepszy czas, żeby oddać się po prostu chłonięciu przyrody słuchem. Niosące się nad wodą odgłosy gęsi, żurawi, czapli i przelatujących siewek są jak symfonia natury. To niesamowite móc uczestniczyć w tym niezwykłym koncercie.

Gdy światła zaczęło przybywać, ale było za ciemno na fotografowanie, nakręciłem kilka filmików z zachowaniami czapli. A później zaczęły się zdjęcia. Oprócz zwykle pojawiających się tam czapli białych i siwych było także spore stado nurogęsi, kaczki krzyżówki i perkozki. Nie było wielkiej różnorodności, ale gdy w pewnym momencie spora grupa czapli zaczęła lądować bardzo blisko na wprost mojej czatowni, poczułem niesamowity przypływ adrenaliny i endorfin. Ptaki znajdowały się tak blisko, że nie mieściły się w kadrze. Po kilkunastu minutach ptaki przeniosły się kawałek dalej w głąb kanału.

Wszystko co dobre…

Niestety około godziny 9:00 wszystkie czaple i tracze poderwały się gwałtownie do ucieczki. Nie było to raczej sprawką bielika, bo nie przelatywał w tym momencie. Tak gwałtowna i żywiołowa reakcja w zasadzie zdarza się tylko w jednej sytuacji – gdy na horyzoncie pojawi się człowiek. Nie jest to niestety niczym nietypowym tutaj, że ludzie ignorujący konieczność posiadania zezwolenia wchodzą na teren rezerwatu i płoszą ptaki. Są to najczęściej wędkarze, ale niestety także niedoświadczeni obserwatorzy i fotografowie przyrody. Jak było tym razem nie wiem, bo gęste zarośla i niska perspektywa uniemożliwiły mi dostrzeżenie co było przyczyną tego nagłego poruszenia wśród ptaków. Po kolejnych kilkunastu minutach leżenia i obserwacji opustoszałej okolicy wyszedłem z czatowni, spakowałem się i rozpocząłem powrót do cywilizacji.

Jeziorskowa jesień ma to do siebie, że potrafi zaskoczyć. Było fajnie, warto było niedospać nocy do końca, żeby to wszystko zobaczyć na własne oczy i usłyszeć własnymi uszami. Jeśli woda nie podniesie się bardziej, to planuję się jeszcze raz wybrać w to miejsce przy dobrej pogodzie. A kiedy… to się zobaczy. Jeziorskowa jesień się jeszcze nie skończyła!

5 odpowiedzi na “Jeziorskowa jesień, dalszy ciąg”

      1. Gdybym miał „dłuższy” obiektyw to z pewnością już dawno bym robił, bo reszta to pikuś. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *