Tak się składa, że miałem okazję poznać miejsce, gdzie przebywają ptaki, które od lat chciałem sfotografować – wąsatki. Miejsce to ma jeden poważny minus, a mianowicie jest daleko – ok. 2 godziny drogi samochodem. No jest to kawałek i dlatego wyjazd w taką podróż wymaga planu oraz przede wszystkim prognozy pogody gwarantującej odpowiednie warunki. Tu nie ma miejsca na błędy.

Pierwsza moja wizyta u wąsatek odbyła się przy dobrej, słonecznej pogodzie, ale dość silnym wietrze. To prawdopodobnie sprawiło, że nie były one zbyt chętne do pozowania. Tak naprawdę moje spotkanie ograniczyło się do 1-minutowej sesji z jedyną panią wąsatkową, która miała małą ochotę trochę pożerować. Jedna wąsatka to zawsze lepiej niż zero wąsatek!

Drugie podejście

Ale przecież na jednym spotkaniu nie mogła się zakończyć ta historia. Czułem, że muszę tam wrócić i spróbować jeszcze raz, ale przy bezwietrznej pogodzie. No i wróciłem. Znów słońce ładnie świeciło, było chłodno, a wiaterek powiewał znośnie (nie trząsł wściekle trzcinami jak za pierwszym razem). Zacząłem obchód trzcinowiska z nadzieją, że dziś będzie ten szczęśliwy dzień. Jednak z każdym kolejnym krokiem nadzieja rzedła coraz bardziej. I w pewnym momencie stanąłem jak wryty. Na wodzie w pobliżu brzegu pływały spokojnie 3 czarno-białe (no prawie) gęsi i patrzyły na mnie. Pomyślałem, że to niemożliwe. Bernikla kanadyjska u nas? Ale one były prawdziwe! Zrobiłem kilka zdjęć, po czym powoli w przykucu zszedłem 2 kroki niżej po nachylonym ku wodzie brzegowi, nie patrząc w stronę ptaków, żeby ich nie płoszyć. Ale one po prostu mnie obserwowały. Kolejne 2 kroki, a one dalej nic. Pomyślałem, że to chyba jednak mój szczęśliwy dzień, pomimo braku wąsatek. Po chwili byłem już na wysokości lustra wody, a one dalej patrzyły na mnie ciekawsko, ale niewzruszenie. Zrobiłem im kilka ujęć i powoli oddaliłem się z powrotem na koronę otaczającego zbiornik wału, w poszukiwaniu wąsatek. Tych jednak nie było, nie spotkałem ani jednej.

Wracając tą samą drogą spotkałem bernikle kanadyjskie, bo tak nazywają się te gęsi, pływające ciut dalej od brzegu. Skoro sceneria się zmieniła, to postanowiłem zrobić im jeszcze jedną krótką sesję. Znów zszedłem nad samą krawędź wody, a one tylko obserwowały co robię. Znów kilka ujęć i powrót na górę w poszukiwaniu wąsatek. Ich jednak tego dnia nie spotkałem wcale. Był za grzywacz, sroka, potrzosy i chyba maleńki trzcinniczek. Aha – i przelatujące 2 czaple siwe. Ten wyjazd był mieszanką rozczarowania i ekscytacji spotkaniem nowych dla mnie ptasich gatunków. Sam nie wiem czy wrócę tam jeszcze, ale kto wie… wszak mówią, że do 3 razy sztuka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *