Zwykle każdego roku w maju odwiedzałem kilkakrotnie dwa lasy konwaliowe. Jeden o świcie, a drugi przed zachodem słońca (ze względu na światło). W tym roku sam do końca nie wiem dlaczego, ale na fotografowaniu konwalii byłem tylko raz. Być może to wewnętrzna potrzeba odpoczynku od wyeksploatowanego tematu? W lasach jest sucho i konwalii jest raczej mało, a to także nie jest szczególną zachętą do ich odwiedzania. Ale może jeszcze pojadę…a może dopiero za rok.

Testy, testy

Ten jedyny póki co tegoroczny konwaliowy wyjazd miał na celu przetestowanie dwóch obiektywów. Pierwszy to Trioplan 50/2.9, którego już miałem, ale wymieniłem na inny egzemplarz. Ten pierwszy był dosyć mocno zagrzybiony (zdjęcia z niego znajdziecie m.in. we wpisie [ Bokeh ]). Drugi to nowe dla mnie szkiełko z tej samej fabryki – Diaplan 80/2.8. Obiektyw do projektora przeźroczy, który jak wiele mu podobnych, zyskał nowe życie. Konstrukcje tego typu są wymontowywane z rzutników, obsadzane w metalowych lub plastikowych tubusach i zaczynają żyć jako obiektywy do lustrzanek i bezlusterkowców. Obiektywy powiększalnikowe od tych „fabrycznych” różnią się przede wszystkim wyglądem. Można zadać pytanie – po co w ogóle zabawa w takie przeróbki? Powód jest prosty. W ostatnich latach bardzo wielu fotografujących szuka obiektywów, które w nieostrościach potrafią „narysować” kółeczka o ostrych krawędziach. A taki efekt można uzyskać z obiektywów o konstrukcji trypletu Cooka. Najbardziej znanym, wręcz legendarnym, jest Meyer-Optik Trioplan 100/2.8. Niestety ceny tych obiektywów przy wzmożonym popycie poszybowały do wartości około 2 tys. zł, co dla wielu jest barierą nie do przejścia. Na szczęście szkieł o podobnej konstrukcji jest bardzo wiele, między innymi dotyczy to obiektywów od zapomnianych w dobie „cyfry” projektorów.

Samoróbki i wynalazki

Meyer-Optik Gorlitz Diaplan 80/2.8 i 80/3.5

Co tu dużo mówić – obiektywy powiększalnikowe piękne nie są. Tanie adaptacje polegają na obsadzeniu obiektywu w rurce i wklejenie całości w mechanizm mocowania. Są oczywiście również wersje przygotowane z dużą starannością o detale i wygląd zewnętrzny, ale są znacznie droższe. Nie różnią się niczym w kwestii optyki, bo sam obiektyw jest dokładnie ten sam.

Tego rodzaju obiektywy mają jedną bardzo istotną różnicę względem tych dedykowanych do aparatów – nie mają przysłony. Zatem nie mamy możliwości wpływu na głębię ostrości i bokeh. Ale takie konstrukcje kupuje się właśnie po to, żeby fotografować przy otwartej przysłonie, bo wówczas najbardziej widoczne są efekty dodatkowe w postaci kółeczek w nieostrościach. Widoczność „bąbelków” zależy jednak od bardzo wielu elementów – kontrastu w tle, odległości od tła i tego jak zdjęcie potraktujemy w postprodukcji.

Konwalia majowa i nie tylko

Po tym przydługim wstępie technicznym warto pokazać w końcu zdjęcia, jakie udało się zrobić tymi dwoma obiektywami o takiej samej konstrukcji, ale różnych ogniskowych. Oto one:

Gdyby ktoś miał mało, to zapraszam do galerii konwalii [ Konwalia majowa ]

4 odpowiedzi na “Konwalie przez obiektywy powiększalnikowe”

  1. Stworzyłeś niesamowitą i przy tym wspaniałą bajkową scenerię, którą jednak tylko duży ekran PC może ukazać. Brakuje chyba tylko gdzieś z boku Calineczki i wyglądających zza konwalii Elfów… Na dużym ekranie trochę przytłaczają sygnatury autorskie. Może nieco mniejsze, bardziej z boku?
    Całość – piękna 🙂

    1. …a najlepiej na dużym wydruku 🙂
      Sygnatury małe nie są, to prawda, ale mają też inny cel – zabezpieczający przed kradzieżą. W dobie, kiedy słychać, że co i rusz ktoś „pożyczył” sobie zdjęcia do jakiegoś celu, nierzadko komercyjnego, niestety to konieczne. Taka sygnatura musi choć trochę przeszkadzać i zniechęcać do pobrania zdjęć…

  2. Dobrze zobaczyć znane tematy w fajnie (inaczej, ciekawie) wykreowanym obrazie. I to kolejny raz. Aż się boję, jaki sprzęt jesteś jeszcze w stanie „wygrzebać” 😉
    Kolejny raz brawa za kreatywność!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *