Co fotograf przyrody robi latem, kiedy temperatury w dzień przekraczają akceptowalne granice komfortu, zieleń osiąga najgłębszy ze swych odcieni, a trawy przybierają barwę złota? Oczywiście – fotografuje. Moim ulubionym miejscem letnich sesji zdjęciowych jest łąka. Ten rodzaj terenu ma bardzo szeroką definicję, a zatem i możliwości fotograficznych jest naprawdę dużo. Dla mnie łąka to przede wszystkim bogactwo świata owadów, które mogę odkrywać na nowo za każdym razem. Żyje tu jednak szereg innych obiektów zainteresowania, jak kwiaty, ptaki czy wreszcie ssaki jak zając czy sarna. No i to co latem pojawia się w ogromnych ilościach – pająki i ich pajęczyny. Te ostatnie są dobrze widoczne jedynie o świcie, kiedy pokrywa je rosa. Na niektórych łąkach jest ich tyle, że trudno przejść między nimi. Nie można zapominać także o pejzażowym aspekcie letniej łąki, które szczególnie pięknie prezentuje się o wschodzie słońca.

Sprzęt, czyli co ze sobą zabieram w teren

Jak już wcześniej wspomniałem, łąka daje bardzo szerokie możliwości fotograficzne, praktycznie z każdej tematyki przyrodniczej. Krajobraz, ptaki, ssaki czy makrofotografia, możliwości jest wiele. Dlatego oprócz korpusu aparatu zabieram standardowy zoom 28-70mm, szerokokątny 14mm, teleobiektyw 70-300mm do zbliżeń z oddali i 90mm macro do zbliżeń z bliska. Czasami zabieram też jakiś „wynalazek”, czyli obiektyw przerobiony albo stary, manualny o specjalnych właściwościach dotyczących bokehu. Do torby wkładam także niedawno kupioną lampę LED montowaną na obiektywie, ale nie mam przekonania co do jej używania. Owszem, doświetla pierwszy plan w przypadku makrofotografii, ale jestem zdecydowanie zwolennikiem w 100% naturalnego światła. Więc najczęściej lampa jednak nie ląduje na obiektywie. Zabieram jeszcze statyw (o tym więcej za chwilę) i matę, która służy mi jako podparcie dla kolan podczas klęczenia. W moim plecaku są oczywiście zapasowe karty, dodatkowa bateria i pilot zdalnego wyzwalania (mógłby być wężyk spustowy).

Ubiór i zabezpieczenie

Warto pomyśleć także o odpowiednim ubraniu. Tu wszystko zależy od pogody. Zawsze sprawdzam prognozę i zakładam, że w terenie będzie 5 stopni Celsjusza mniej niż przewidywana wartość. Nawet jeśli jest ciepło, to zawsze zakładam długie spodnie i kalosze – rosa potrafi bardzo szybko zniechęcić do dalszej eksploracji, dlatego warto się zabezpieczyć. Ostatnią rzeczą, którą robię przed wyjściem w teren, jest spsikanie nogawek spodni repelentem na kleszcze i komary. Kilku kolegów fotoprzyrodników niestety cierpli na dolegliwości związane z boreliozą, więc zabezpieczenie przed kleszczami uważam za bardzo istotne. Komary mnie gryzą, ale nie jest to dla mnie jakoś bardzo dokuczliwe.

Rano, w dzień czy wieczorem?

Dla większości tematów, co pewnie nie jest żadnym zaskoczeniem, najlepszą porą jest oczywiście świt i złota godzina po wschodzie słońca. Wtedy to nad łąkami, szczególnie tymi w okolicy rzek i zbiorników wodnych, snują się romantyczne mgiełki, a owady są jeszcze mało ruchliwe i pozwalają fotografowi zbliżyć się na odległość kilkunastu centymetrów. Oczywiście wszystko zależy od tego co i w jaki sposób chcemy sfotografować. Bo o ile o świcie sfotografujemy motyla oroszonego ze złożonymi skrzydłami, o tyle w późniejszych godzinach będzie to niemożliwe. Będzie za to można zrobić zdjęcie owada siedzącego ze skrzydłami rozpostartymi czy nawet w locie, ale będzie się to dla fotografa wiązało ze znacznie większym wysiłkiem i wymagać będzie większej dozy cierpliwości. Trzeba za owadami trochę pobiegać. Zaobserwowałem także, że ptaki i ssaki są najbardziej aktywne o i tuż po świcie. W ciągu dnia większości z nich praktycznie nie widać.

W jaki sposób fotografuję

Na początek trochę krajobrazu…

Najczęściej jest tak, że poranną sesję na łące zaczynam od zdjęć krajobrazowych, a te z racji małej ilości światła o świcie wymagają użycia stabilnego podparcia aparatu. W ruch idzie statyw i pilot zdalnego wyzwalania. Mimo, że z krajobrazem kojarzą się raczej obiektywy szerokokątne, to mnie częściej zdarza się jednak fotografować je przy dłuższych ogniskowych. Lubię „wycinać” fragment pejzażu i zamykać go w kadrze. Dzięki zastosowaniu długich ogniskowych można, kierując aparat w stronę światła, tworzyć fotografie w naturalny sposób monochromatyczne. A poza tym – jak oprzeć się tym magicznie snującym się nad ziemią mgłom rozświetlonym pierwszymi promieniami słońca? No jak? 🙂

Akt drugi – makrofotografia

Gdy światła jest już dość dużo koncentruję się na makrofotografii. Wyszukuję tematy najpierw spacerując i wypatrując, a następnie siadając i przyglądając się dookoła kępkom traw i zarośli. I dopiero wtedy tak naprawdę widać ile się dzieje w świecie owadów. Jak już wspomniałem, jestem zwolennikiem naturalnego światła. Dlatego raczej nie używam dodatkowych blend czy lamp (choć jak wspomniałem na początku, od niedawna podróżuje ze mną ledowa lampa doświetlająca). Gdy już znajdę obiekt mojego zainteresowania zaczyna się poszukiwanie odpowiedniego kadru. Ważne jest, żeby światło wydobywało piękno całej fotografowanej sceny. Ale nie tylko główny obiekt jest ważny, a kadr jako całość – także, a może przede wszystkim tło. Tym co odróżnia dobre zdjęcia od wybitnych, jest najczęściej albo zarejestrowana wyjątkowa sytuacja albo właśnie odpowiednie tło. Dlatego najwięcej czasu zajmuje mi poszukiwanie takiego kadru, żeby tło nie było zbyt chaotyczne, a jednocześnie nie lubię jednolitości. Wszak owady są na łące i widz powinien mieć tego świadomość. Przed, obok i z tyłu głównego bohatera fotografii są źdźbła, trzciny, liście, zarośla, kwiaty. To wszystko trzeba w jakiś odpowiedni i ciekawy sposób pokazać.

Ostrość w punkt

W makrofotografii jedną z kluczowych ról gra odpowiednio dobrana ostrość. Jest to jedna z podstawowych trudności, jakim trzeba stawić czoła. Obiektywy makro o ogniskowej ok. 100mm przy tak dużych zbliżeniach dają bardzo płytką głębię ostrości. Owszem, można wybrać taki o krótszej ogniskowej, ale wtedy musielibyśmy zbliżać się do naszych obiektów na odległość kilku/kilkunastu centymetrów. W przypadku żywych owadów jest to bardzo często niewykonalne. Im dłuższy obiektyw, z tym większej odległości osiągamy taki sam stopień powiększenia. Problemem jest jednak coraz płytsza głębia ostrości. Tu trzeba iść na kompromis i wybrać odpowiedni dla siebie sprzęt. Drugim problemem jest konieczność trafienia w odpowiedni punkt z ostrością. Mając przed obiektywem np. pająka muszę zdecydować, czy chcę żeby ostre były odnóża, oczy czy odwłok. Ostrość całego modela, nawet przy wyższych wartościach przysłony nie wchodzi najczęściej w grę (owszem można to zrobić techniką stackowania, ale to temat na zupełnie inny artykuł). Poza tym lubię mieć jednak tło rozmyte, a więc trzymam się raczej niższych wartości. Tylko jak trafić w ten niewielki punkt, żeby mieć pewność?

Powtórzenia i wizjer elektroniczny

Mój patent polega po pierwsze na wykorzystaniu niezaprzeczalnej zalety bezlusterkowca, jaką jest możliwość znacznego powiększenia fragmentu kadru podczas fotografowania (najczęściej w trybie ręcznego ostrzenia). A po drugie na zrobieniu co najmniej kilku do kilkunastu powtórzeń tego samego kadru. Czasem też ustawiam tryb seryjny. Po co tak? Ano niestety rzadko kiedy jest idealnie bezwietrznie. Nawet minimalne ruchy źdźbła trawy w obiektywie makro wyglądają jak spory wiatr. A przy tak małej głębi ostrości po prostu obiekt co i rusz „ucieka” z głębi ostrości tylko po to, żeby za chwilę do niej wrócić. Czasami wspomagam się statywem, a to po to, żeby wyeliminować ruch aparatu.Wbrew pozorom nigdy nie jesteśmy w idealnym bezruchu, a pochylenie się nawet o milimetr potrafi zrujnować zdjęcie.

Podkradanie się do modela

Gdy owady już się rozgrzeją na tyle, żeby być aktywne, porzucam statyw. Jego dalsze używanie tak naprawdę uniemożliwiłoby mi fotografowanie. Od tego momentu technika już jest inna i wymaga podkradania się i bardzo delikatnych ruchów. I tak często motyl czy ważka mimo wszystko uciekają, ale staram się obserwować dokąd odlatują i „zabawa” zaczyna się od nowa. Najczęściej po kilku próbach się udaje, choć są sytuacje, kiedy po prostu odpuszczam i szukam innego modela (w końcu nie chcę owada zamęczyć). Taki sposób fotografowania stosuję także przed zachodem słońca, kiedy owady są coraz mniej aktywne i szukają miejsca na nocleg.

Kilka słów na zakończenie

Wiosna to wybuch zieleni i kwiatów, jesień to kolory liści drzew i przeloty ptaków, zima to formy śnieżno-lodowe. A lato? Lato uważane jest trochę za porę roku, kiedy nie ma co fotografować. Zdecydowanie się z tym nie zgadzam, a na dowód kilka fotografii.

Jedna odpowiedź do “Letnia fotografia przyrody”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *