Przed tym wyjazdem mówiłem sobie, że to chyba już ostatni w tym roku wyskok nad Jeziorsko. Chyba… bo po powrocie do domu i zgraniu zdjęć do komputera powiedziałem sobie „nigdy nie mów, że to ostatni raz” 🙂

Prognozy pogody były jednoznaczne – jeśli nie pojadę dziś to może już tej jesieni się to nie udać. Od najbliższego weekendu miało padać i być zimno. Decyzja była szybka – jechać trzeba. Wiedziałem, że woda znacznie obniżyła swój poziom, ale gdy wyszedłem z krzaków na otwartą przestrzeń i zobaczyłem gdzieś daleko delikatnie skrzącą się w świetle gwiazd nitkę wodnego cieku, to już wiedziałem – trzeba będzie improwizować. Mój misterny plan gdzie się położyć, uknuty podczas poprzedniego wypadu, diabli wzięli. Woda była gdzie indziej, wysepki gdzie indziej i błoto także nie tam, gdzie poprzednio. Taka jest cofka Jeziorska. Dodatkową trudność stanowiło to, że na godzinę i 15 minut przed wschodem słońca bardzo niewiele widać.

Gdzie by się tu położyć…

Wziąłem torbę z aparatem na ramię, worek z czatownią pod pachę i ruszyłem wzdłuż wody w stronę otwartej przestrzeni. W pewnym momencie zamajaczyła błotnista wysepka i wiedziałem, że to na nią chcę mieć widok. Czatownią tym razem była norka goretexowa, nominalnie będąca pokrowcem na śpiwór, jednak przerobiona przeze mnie by pełniła rolę leżącej czatowni. Myślę, że w jednym z kolejnych wpisów pokażę Wam co i w jaki sposób w niej „poprawiłem”. Norki snajperskie, nawet używane, kosztują chore pieniądze, podczas gdy za ułamek tej kwoty można mieć w pełni funkcjonalne, wodoodporne i gabarytowo nieduże ukrycie. A do tego mieści się ono w niewielkim worku. Ale o tym niebawem.

Wszystko gotowe, ale gdzie są ptaki?

Jak to zwykle bywa, rozłożyłem czatownię i wgramoliłem się do niej na około godzinę przed świtem. Ptaków jeszcze nie było i bardzo dobrze. Czekanie po jakimś czasie zaczęło jednak przesiąkać rezygnacją. Światła przybywało, ale ptaki chyba wolały inne miejsca. W sumie żadne zaskoczenie zważywszy na to, jak ogromnym obszarem jest cofka Jeziorska. Siewki mają tam mnóstwo błotnistych łaszek, wiec czemu akurat miałyby przylecieć tutaj, relatywnie blisko człowieka? Dlatego oprócz znajomości zwyczajów ptasich na tym terenie ważne jest również szczęście…

…które tym razem mnie nie opuściło, bo gdy już było naprawdę widno zaczęli pojawiać się wyczekiwani skrzydlaci przyjaciele. Najpierw śmieszki, potem w oddali kilka batalionów. Nagle wszystko w promieniu kilometra poderwało się do lotu. Tylko dwie istoty sieją taki popłoch na cofce – niezamaskowany człowiek i… bielik. Na szczęście w tym przypadku był to ten drugi, który usiadł w oddali, a po jakimś czasie postanowił upolować czaplę siwą. Nie wiem czy mu się to udało, bo widoczność w czatowni pozwala na obserwację tylko w ograniczonym zakresie. Mimo wszystko to co widziałem wyglądało spektakularnie. Czapla w locie robiła karkołomne uniki, aby w końcu wraz z oprawcą zniknąć z mojego pola widzenia.

Cofkowe szachy

Dzięki temu zdarzeniu nastąpiło „przetasowanie” i ptaki zmieniły miejsca swojego żerowania, a na błotnistej wysepce na przeciwko momentami robiło się wręcz tłoczno. Śmieszki pływały wokół wysepki, a na błocie wylądowało stadko batalionów. Przez kilka chwil miałem doskonały widok na dwie czajki, z których jedna postanowiła w pewnym momencie tę drugą przepędzić. Wisienką na torcie był jednak kulik wielki, którego zauważyłem jak spacerował drugim brzegiem cieku w kierunku mojego ukrycia. Ciekawostką może być to, że w tym momencie skończyła się pierwsza karta pamięci. Dlatego zawsze trzeba mieć w pogotowiu karty oraz zapasowe baterie. Kulik spokojnie żerując minął moją czatownię i poszedł dalej, a migawka mojego aparatu nie przestawała pracować.

Wkrótce jednak światło słońca było już zbyt silne. Na szczęście zbiegło się to z oddaleniem się ptaków. Być może sprawiły to dwa spore „burki”, które pojawiły się od strony wsi i nie omieszkały również i mnie obszczekać. Na szczęście na takich „groźbach” się skończyło. Mimo wszystko w takich sytuacjach jetem dość ostrożny…nigdy nie wiadomo co to za psy i jak są usposobione. Po spakowaniu czatowni poświęciłem kilka chwil na obadanie okolicznego błota i zrobienie kilku zdjęć poglądowych. No a potem… do samochodu, przebrać się i do domu. I do kolejnego razu…pewnie już niebawem 😉

A tak wygląda moja czatownia-norka, o której już niebawem

3 odpowiedzi na “Kulik wielki i jego świta”

  1. O zdjęciach nie ma co mówić, zresztą może bardziej dla porządku – jak zwykle ekstra…
    Po pierwszym zdaniu pomyślałem 'jak ta czatownia wygląda’ i … wyjaśniło się dalej. OK, czekam na zapowiedziane dalsze szczegóły. I na koniec. A6500 zachwyca, tele Tamron też. Ostrzenie autofocus? Chyba jednak manual, ale jednak przy zdjęciach seryjnych? Pozdrawiam.

    1. Tamron nie jest demonem prędkości w AF, to prawda…ale daje radę. Ja wszystko jadę na autofocusie. Większym problemem jest to, że jest on jednak dosyć ciemny, a to powoduje, że żeby dobrze ustawił ostrość, to obiekt musi być w miarę kontrastowy (obcinać się od tła). Zdecydowanie lepsza skuteczność AF jest np. na czaplach czy na mewach niż na batalionie na tle błota.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *